Co naprawdę wydarzyło się na zboczach Lodowego Szczytu?

   Przenosimy się teraz 90 lat wstecz w Tatry Słowackie (wtedy Czechosłowackie) do roku 1925r. na stoki Lodowego Szczytu. Wydarzyła się tam wtedy jedna z bardziej zastanawiających i pobudzających wyobraźnię tragedii, jakie miały miejsce w Tatrach. Dodatkowo przez kolejne lata wydarzenia obrosły w masę spekulacji i niedomówień. Prawda wymieszała się z przypuszczeniami, czas upływał, nigdy konkretnie nie wyjaśniono tego, co tak naprawdę się stało a po latach przestało to kogokolwiek interesować.

4497576963e9339240ed9a31409b97bb
Ciała trójki turystów po zniesieniu z Lodowej Przełęczy. 

   Spróbujemy to dziś nadrobić i choć w znacznej części wyjaśnić, dlaczego na stokach Lodowego Szczytu zginęły jedna po drugiej trzy osoby, a czwarta została posądzona o ich otrucie.


Osoby dramatu 🙂
• Kazimierz Kasznica – 42 lata, prokurator z Warszawy.
• Zofia Kasznica – żona Kazimierza.
• Wacław Kasznica – 12 lat, syn Kazimierza i Zofii.
Jan Alfred Szczepański – 23 lata, taternik. W momencie, kiedy rozgrywają się opisywane wydarzenia uprawiał taternictwo dopiero od 2 lat. Dopiero po latach stał się jednym z najlepszych wspinaczy w XX-lecia międzywojennego, uczestniczył w wielu wspinaczkach w Tatrach, Alpach, Andach.
• Alfred Szczepański – 17 lat, brat Jana Alfreda, taternika. Podobnie jak Jego brat w momencie rozgrywających się wydarzeń był początkującym wspinaczem. Potem razem z bratem wyrósł na jednego z lepszych taterników międzywojnia.
• Stanisław Zaremba – 22 lata, taternik, mimo młodego wieku posiadał już spore (największe ze wszystkich pozostałych) doświadczenie wspinaczkowe.
• Ryszard Wasserberger – 21 lat, początkujący taternik, student filozofii UJ.

   Jest 3 sierpnia 1925r. Rodzina, Kaszniców, która spędza urlop w Zakopanem, udaje się na wycieczkę w Tatry. Za cel obiera sobie Lodową Przełęcz. Zamierza wyjść ze Starego Smokowca, dotrzeć do Doliny Pięciu Stawów Spiskich, podejść do schroniska, Chaty Téryego tam odpocząć, i zacząć wchodzić na Lodową Przełęcz. Stamtąd zejść do Doliny Jaworowej i dotrzeć na Łysą Polanę. Dalej już tylko powrócić na kwaterę do Zakopanego.
Trasa jest dość długa i męcząca, ale nie wymaga jakiś specjalnych umiejętności – poza dobrą kondycją i samozaparciem żeby systematycznie iść przed siebie, by w górach nie zostać na noc. Jest sierpień, dzień stosunkowo długi, zachowując podstawowe zasady bezpieczeństwa wszystko powinno być dobrze.
Kasznicowie wyruszają ze Starego Smokowca ok 5-6 rano. Ponieważ nie wiadomo dokładnie, która była godzina, na potrzeby tego tekstu przyjmuję, że wyszli o 6:00. Trudno mi powiedzieć jak to dokładnie wyglądało te 90 lat temu, ale teraz ta trasa powinna zająć przeciętnemu, ale posiadającemu jakieś doświadczenie turyście ok 11h.
Od początku dnia pogoda jest beznadziejna, w górach nie ma turystów, pada deszcz, wieje silny wiatr. Rodzina dociera do schroniska przed 11. Nie ma w nim nikogo poza 4 młodymi wspinaczami, którzy niedawno zeszli z gór i teraz czekają na lepszą pogodę, aby wrócić do Zakopanego. Mają zresztą w planach iść tą samą drogą, co Kasznicowie.
Prokurator wie, że najcięższy odcinek trasy dopiero przed nimi, dlatego prosi taterników o to, aby mogli dołączyć do nich i dalszą część drogi pokonać razem. Taternicy zgadzają się. Właściwie to na pewno zgadza się Wasserberger, co do reszty nie ma pewności. Jan Szczepański twierdził potem, że zaopiekować się Kasznicami zgodził się tylko Wasserberger. Tego już nigdy nie da się ustalić. Tak czy inaczej ok godz. 11: 30 wszyscy wychodzą ze schroniska. Zofia i Kazimierz nie mają problemów na trasie, natomiast prokurator idzie coraz wolniej. Deszcz zalewa mu okulary, bez których nic nie widzi, co chwilkę przystaje. Dodatkowo pogoda pogarsza się z minuty na minutę. Pada coraz bardziej, wieje coraz silniej. W pełnym składzie – 6 osób, ekipa dociera tylko do Lodowego Stawku (najwyżej położonego stawu w Tatrach), który jest już w zasadzie u stóp przełęczy. Bracia Szczepańscy i Zaremba oświadczają Wasserbergerowi, że nie ma sensu, aby wszyscy musieli towarzyszyć Kasznicom i proponują losowanie kto z Nimi zostanie. Wasserberger na ochotnika, oferuje, że dalej sam poprowadzi rodzinę. W tym momencie zespół rozdziela się. Trzech taterników zaczyna szybciej podchodzić pod przełęcz a Kasznicowie z Ryszardem idą nadal swoim tempem.

    Tak mi się wydaje (z tego co sama pamiętam) że teraz to podejście pod przełęcz zajmuje ok 2-2,5h. Nie wiem natomiast czy 1925r. ten szlak był oznakowany? Obecnie idzie się takimi jakby zakosami, prawie jak po schodach 🙂 Jest to bardzo mozolne podejście.
Nasi bohaterowi ruszają pod górę, jednak idzie im coraz gorzej wręcz fatalnie. Wieje już huraganowy wiatr, deszcz zamienia się w grad. Na przełęczy stają dopiero ok godz. 15: 30. Zdecydowanie za późno. Powinni byli tam być przynajmniej 1, 5h wcześniej. Rodzina jest wyczerpana, oprócz Kazimierza, na złe samopoczucie narzeka już także 12-letni Wacław. Wieje straszny wiatr. Licząc na to, że niżej będzie spokojniej zaczynają czym prędzej schodzić.
Tragedia zaczyna się ok godz. 16: 30-17: 00 czyli ok 1h po rozpoczęciu zejścia z Lodowej Przełęczy. Kiedy wszyscy są na wysokości Żabiego Stawu Jaworowego, czyli ok 1886 m n.p.m. chłopiec słabnie, nie ma siły iść, prowadzi go Wasserberger, Zofia niesie Jego worek turystyczny. Kilka chwil później na kamieniu siada prokurator Kazimierz i oznajmia, że dalej już nie może iść. Przerażona Zofia prosi o pomoc Wasserbergera. To, co od Niego słyszy, mrozi jej krew w żyłach. Młody taternik odpowiada: „Mnie jest też bardzo niedobrze. Z całego serca bym pani pomógł, ale doprawdy sam nie mogę”.
Zofia prowadzi syna i Wasserbergera do najbliższego dużego głazu, aby osłonili się od huraganowego wiatru. Daje im po łyku koniaku i troszkę czekolady. Wraca do męża, który leży na ścieżce ciężko oddychając. Kobieta także jemu daje koniaku. Dosłownie chwilkę później prokurator już nie żyje. Zofia ponownie zbiega do syna i Wasserbergera. Chłopiec nie oddycha. Kilka metrów niżej z rozbitą głową leży młody wspinacz. Obydwaj już nie żyją. W przeciągu 15 minut na oczach kobiety umierają 3 osoby.
Ona sama może pod wpływem szoku, nie schodzi w dół, tylko całą noc chodzi od ciała do ciała. Następnego dnia (4 sierpnia 1925r.) także pozostaje przy zmarłych. Spędza samotnie cały następny dzień i całą następną noc przy zwłokach. Dopiero nad ranem 5 sierpnia 1925r. schodzi przez Dolinę Jaworową do Łysej Polany, gdzie spotyka Mariusza Zaruskiego. Opowiada mu, co się wydarzyło, a ten, czym prędzej rozpoczyna akcję poszukiwawczą. 5 sierpnia tuż przed nadejściem nocy ratownicy są przy ciałach. 6 sierpnia zwłoki całej trójki zostają przewiezione do Zakopanego.

Podejście na Lodową Przełęcz, 2014r.
Podejście na Lodową Przełęcz, 2014r.

W tym momencie rozpoczyna się nowa odsłona tej tragedii. Jej główną bohaterką będzie przez długie, lata Zofia Kasznica.
7 sierpnia w Kurierze Ilustrowanym Codziennym (pierwszym ogólnopolskim dzienniku, wydawanym w Krakowie) ukazuje się krótka notka na temat opisanych wyżej wydarzeń. Brzmiała ona następująca:
„Trzy nowe ofiary Tatr”:
„Dziś nadeszła z Zakopanego wiadomość, że na przełęczy Lodowej po stronie czeskiej prokurator Najwyższego Sądu, Kasznica, wraz z synem i jedna nieznana osoba padli ofiarą turystyki. Znaleziono ich martwych. Dotąd nie wyjaśniono, czy zgon spowodowany był upadkiem, czy przez zamarznięcie. Pogotowie ratunkowe udało się na miejsce katastrofy, ażeby przewieźć ofiary nieszczęśliwego wypadku do Zakopanego”.

   Jeszcze nie pada żadne konkretne oskarżenie, podobnie jak nie pada nazwisko Wasserbergera. Dlaczego? Ponieważ Jego towarzysze, (którzy przodem udali się do Zakopanego) NIE zawiadomili TOPRU o Jego zaginięciu. Jest to bardzo ważne, ponieważ będzie to istotnym faktem w dalszej części tej historii.

Dzień później – 8 sierpnia – w tejże gazecie ukazuje się kolejny tekst, w którym już nazwisko młodego taternika pojawia się, również pojawia się w nim wzmianka, o tym, że Kasznicowa „szczęśliwie uniknęła losu swego męża i jego towarzyszy”.

Prawdziwe zamieszanie wybucha jednak 11 sierpnia, kiedy to gazeta opublikowała obszerny, (co dla tej gazety było rzadkością) artykuł na temat tragedii pt: „„Tajemnica śmierci trojga osób pod Przełęczą Lodową. Opinia publiczna domaga się wszechstronnego wyjaśnienia sprawy”.
Tekst podpisany: „L.Sz-i” zawiera bardzo dużo szczegółów dotyczących wydarzeń na zboczach Lodowego Szczytu. Autor cytuje wypowiedzi rodziny Kaszniców oraz Wasserbergera, opisuje jak doszło do rozdzielenia się dwóch grup, dokładnie odtwarza przebieg wydarzeń. Co jeszcze ciekawsze, w tekście pojawia się jeszcze jedna zastanawiająca informacja. Autor tekstu wyraźnie sugeruje, że to Zofia Kasznica jest odpowiedzialna za wypadek, poprzez podanie towarzyszom zatrutego koniaku.  Sugeruje, że cała rodzina była wprawnymi turystami ze sporym doświadczeniem. Natomiast wszelkie argumenty sugerujące, że wypadek był skutkiem fatalnych warunków atmosferycznych wprost nazywa „absurdem”. Skąd takie przypuszczenia? Dlaczego autor całkowicie pomija konkretne fakty?

   Ten artykuł jest kluczem do tej sprawy, dlatego zatrzymajmy się przy nim nieco dłużej. Po pierwsze, autor? Pod inicjałami „L.Sz-i” ukrywał się Ludwik Szczepański – ojciec dwóch młodych wspinaczy, którzy odłączyli się od rodziny Kaszniców przy Lodowym Stawie Jaworowym. Hmmm….To wyjaśnia skąd znał tak dokładne szczegóły tragedii (opowiedzieli mu ją synowie) oraz dlaczego od początku insynuował, że za śmierć 3 osób odpowiada Zofia Kasznica.
Prawda wyglądała, bowiem bardzo niekorzystnie dla Jego synów. Ratownicy w tym Mariusz Zaruski i Józef Oppenheim, (którzy brali udział w poszukiwaniu ciał) oskarżyli mężczyzn o pozostawienie na szlaku słabnących turystów i swojego kolegę. Co więcej po zejściu z gór nawet nie zawiadomili TOPRU o tym, że cała czwórka nie zeszła z gór.
Bracia Szczepańscy, ich ojciec jak i ratownicy bardzo dobrze wiedzieli, że tamtego dnia warunki atmosferyczne w górach były bardzo trudne, a rodzina Kaszniców nie była żadnymi wprawionymi turystami tylko zwykłymi amatorami. Ludwik Szczepański celowo odwrócił uwagę społeczeństwa od swoich synów, insynuując, iż to Zofia Kasznica jest winna temu nieszczęściu. Szczepański, jako pierwszy zasugerował, że koniak, który dała do wypicia swoim towarzyszom był zatruty. Sekcja zwłok niczego takiego nie wykazała- a Szczepański już wtedy bardzo dobrze znał jej wyniki. Insynuacje były tym bardziej okrutne że chodziło przecież o najbliższą rodzinę: męża i synka.
Ten stronniczy tekst Szczepańskiego zapoczątkował niezliczone teorie spiskowe i plotki na temat tej tragedii. Funkcjonują one zresztą aż do dzisiaj. Zaczęto spekulować, że Kasznicowa z zimną krwią zatruła trzy osoby. To znowu koniak mieli podarować Prokuratorowi ukraińscy nacjonaliści, pojawiły się też plotki o morderstwie na tle politycznym. Ze środowiska górskiego raz po raz dało się słyszeć głosy oburzenia na takie przedstawianie sprawy, jednak ich siła przebicia na forum publicznym była znikoma.

   Powróćmy jeszcze raz do 1925r. Sekcja zwłok została wykonana 6 sierpnia, czyli dzień po zwiezieniu przez TOPR do Zakopanego ciał ofiar. Przeprowadził ją Marian Ciećkiewicz, lekarz z Krakowa. Z sekcji jednoznacznie wynika, że śmierć całej trójki NIE BYŁA spowodowana „następstwem działania gwałtownego osób trzecich, w szczególności, nie była wynikiem otrucia”. Przyczyną śmierci było „porażenie serca wskutek wyczerpania trudami marszu w bardzo niekorzystnych warunkach atmosferycznych, tem bardziej, że serca ich wykazywały (…) zmiany anatomiczne”. Każdy ze zmarłych miał znacznie powiększone serce, każdy miał jakieś istotne wady układu krążenia i serca. Kazimierz Kasznica cierpiał dodatkowo na dolegliwości żołądka i woreczka żółciowego, a Wacław miał początki gruźlicy, w dniu tragedii miał anginę.
W dalszej części sekcji lekarz pisze: „wyczerpanie mięśnia sercowego nastąpiło równocześnie z wyczerpaniem mięśni kończyn i tułowia”. I podsumowuje, że nawet śmierć Wasserbergera „w tych warunkach nie jest dziwna”.

Z sekcji zwłok wynikają jasno dwie rzeczy:
1. ZOFIA KASZNICA NIE OTRUŁA SWOJEGO MĘŻA I SYNA. ZOFIA KASZNICA NIE MIAŁA NIC WSPÓLNEGO ZE ŚMIERCIĄ TRÓJKI MĘŻCZYZN NA SZLAKU.
2. Przyczyną śmierci turystów było porażenie mięśnia serca, jego wyczerpanie na skutek trudów marszu, w skrajnie niekorzystnych warunkach atmosferycznych.

Co więc oznacza, że 5 sierpnia były skrajnie niekorzystne warunki atmosferyczne? Jaka pogoda panowała na zboczach Lodowego Szczytu tamtego dnia? Spróbujmy, więc odtworzyć to, co się wtedy tam działo.
5 sierpnia to środek lata. Organizmy ludzkie są przyzwyczajone do letnio-wiosennych warunków pogodowych, ale nie do zimowych. Już w momencie wyjścia ze Starego Smokowca było zimno, padał deszcz i wiał silny wiatr. W miarę upływu czasu wiatr przeszedł w wichurę, a deszcz w grad. Kiedy rodzina wraz z Wasserbargerem stanęła na Przełęczy Lodowej wiatr miał już siłę ok 120 km/h, a temperatura spadła do 0-3stopni C.

   Kilka miesięcy temu Maciej Kwaśniewski krakowski dziennikarz Tygodnika Powszechnego zainteresował się sprawą Kaszniców i przy pomocy meteorologa Apoloniusza Rajwy ustalił jakie warunki panowały na Przełęczy Lodowej w momencie tragedii.
„Na podejściu pod Lodową mogła wytworzyć się strefa przypominająca próżnię, co spotyka się przy tak silnych wiatrach za przeszkodami. Powietrze zostaje wyssane zza przeszkody, oddychać jest trudno. To powoduje niedotlenienie. Szok dla organizmu.
Przełęcz Lodowa to miejsce wyjątkowe. Zachodni wiatr nie napotyka tu na żadne przeszkody (wszystkie szczyty od zachodu są niżej niż przełęcz). Na dodatek przy poszarpanych graniach najsilniejszy wiatr jest w szczelinach, gdzie przybiera kształt lejka. A więc tam, gdzie przeciska się przez grań, jego wartość jest największa.
Zejście niżej niewiele pomaga. Dolina Jaworowa to wielka niecka, przez którą hula wiatr. A więc kolejne godziny z krótkim oddechem i niedotlenieniem. Nawet schowanie się za głazem to znów wejście w próżnię. Jedyną możliwością uniknięcia tragedii był odwrót spod przełęczy do schroniska.” 

Wygląda na to, że wszystkie elementy układanki zaczynają do siebie pasować 🙂 To, o czym mówi meteorolog potwierdza sekcja zwłok i na odwrót. Wygląda, więc na to, że zagadka Lodowej Przełęczy zostaje rozwiązana.

Na koniec kilka słów o cichej ofierze tych wydarzeń, czyli Zofii Kasznicowej. Nie wiadomo, kiedy zmarła, ale według przekazu jej krewnej „niedługo” po tragedii w Tatrach. Oficjalnie nie postawiono jej żadnych zarzutów, nikt nigdy wprost nie sformułował oskarżenia, bo nie było ku temu podstaw. Sekcja zwłok jednoznacznie określiła powód śmierci, ale to nie wystarczyło. Gazety pisały, ludzie mówili, niedopowiedzenia i wątpliwości krążyły. Insynuacje docierały również do Niej. Miała po śmierci męża i syna, (którzy umierali przecież na Jej oczach) po ludzku smutne życie. Podobno zbierała wszystkie wycinki na temat tragedii w Tatrach. Nie wiadomo gdzie jest pochowana.

———————————————————————————————————————————————
Pisząc ten tekst korzystałam z:
1. Wawrzyniec Żuławski „Tragedie Tatrzańskie”,
2. Michał Jagiełło „Wołanie w górach”,
3. Ilustrowany Kurier Codzienny z dnia 7, 8 i 11 sierpnia 1925r. (wszystkie numery IKC są dostępne w Internecie w zbiorach Małopolskiej Biblioteki Internetowej,
4. Tygodnik Powszechny nr 36/2015 „Śmierć na Lodowej”,
5. Zdjęcie pochodzi ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego.

31 myśli w temacie “Co naprawdę wydarzyło się na zboczach Lodowego Szczytu?

  1. centryfuga 20 listopada 2015 / 09:20

    Witam serdecznie,
    bardzo ciekawy artykuł – mam pytanie czy dysponuje Pani „namiarem” na raport z sekcji zwłok? Podobno ukazał się w jakimś przedwojennym periodyku.
    Pozdrawiam
    centryfuga

    Polubienie

    • Górskie Opowieści 25 grudnia 2015 / 18:54

      Witam serdecznie,
      Bardzo przepraszam, że odpisuję dopiero teraz, ale urodziło nam się dziecko i nie zaglądałam tutaj sporo czasu.
      Nie posiadam namiaru do raportu z sekcji zwłok, natomiast faktycznie został opublikowany i znajduje się on w Bibliotece Jagielońskiej w archiwum czasopism z roku 1925r. Jego autorem jest Marian Ciećkiewicz. Nie ma go niestety (albo ja nie potrafiłam znaleźć) w zasobach cyfrowych.

      Polubienie

      • centryfuga 21 stycznia 2016 / 12:46

        To jeszcze dopytam – to jest artykuł z jakiegoś czasopisma? Czy po prostu wydany raport?

        Polubienie

    • Piotr 3 kwietnia 2019 / 23:59

      To ten artykuł: Ciećkiewicz M. O śmierci nagłej trzech osób w Tatrach. Nowiny Lekarskie
      1926; 38 (10): 410-412.

      Polubione przez 1 osoba

    • Piotr 21 kwietnia 2019 / 10:54

      Oto namiary na artykuł:
      Ciećkiewicz M. O śmierci nagłej trzech osób w Tatrach. Nowiny Lekarskie
      1926; 38 (10): 410-412.

      Polubione przez 1 osoba

  2. Kasia Dudziak 3 marca 2016 / 15:49

    Fantastyczne opowieści. Bardzo kocham góry i dużo chodzę. U siebie pisze o swoich pasjach. Muzyka góry i książki to jest to co kocham w życiu najbardziej. I facetów z długimi włosami. Jestem wielką fanką Gilmoura, Barretta i Planta. Pozdrawiam i gratuluje z okazji urodzin dzidziusia.

    Polubienie

  3. Shadow 6 marca 2016 / 08:21

    Zmarł chory na serce 40 letni mężczyzna, OK, zmarł młody 12 letni chłopak, rozumiem, ale… dlaczego nie zmarła żona Kasznicy?. Dlaczego zmarł młody, sprawny fizycznie i w sumie doświadczony w takich warunkach taternik?

    Polubione przez 1 osoba

    • Górskie Opowieści 6 marca 2016 / 09:15

      doszło do przemęczenia mięśnia sercowego na skutek złych warunków pogodowych – tak podaje sekcja zwłok.
      A dlaczego w górach słabnie jedna osoba, a druga nie. Tak po porostu reaguje organizm- to są osobnicze uwarunkowania.
      Ja bym się nie doszukiwała tutaj żadnych teorii spiskowych. Tym bardziej, że za całe zamieszanie i insynuacje odpowiada Ludwik Szczepański, który jako pierwszy i jedyny insynuował, że mogła ich otruć Kasznicowa. Miał w tym swój prywatny interes. Gdyby nie On ta sprawa już dawno byłaby zapomniana i nikt by na to specjalnej uwagi nie zwrócił.
      Przynajmniej ja to tak rozumiem 🙂

      Polubienie

    • Górskie Opowieści 6 marca 2016 / 10:15

      Zapomniałam jeszcze dodać, a tego nie ma w tekście, że tego dnia pogoda była naprawdę fatalna. Odczyty ze stacji meteorologicznej podają nawet, że był to najzimniejszy dzień całego lata. Jednocześnie w tym samym czasie na Babiej Górze umarła 2 górali (pasterzy) z powodu huraganowego wiatru.

      pozdrawiam 🙂

      Polubienie

    • Magda 15 czerwca 2018 / 07:09

      Ponieważ śmierć nastąpiła w wyniku hipotermii. W przypadku hipotermii przy zmianach pośmiertnych serce ulega powiększeniu i przepełnieniu krwią. Stąd zapewne sformułowanie w sekcji o „przemęczeniu” i zmianach anatomicznych serca. Widocznie autor sekcji w roku 1925 nie miał wystarczającej wiedzy na temat rozpoznania śmierci z wychłodzenia. Kobiety są o tyle mniej narażone na hipotermię, że dysponują inną niż mężczyźni wyściółką tłuszczową. Druga kwestia, że Kasznicowa mogła być nieco cieplej ubrana, albo mieć jakiś element ubioru, który był wiatroszczelny. W przypadku wielu tragedii związanych z wychłodzeniem, charakterystycznym jest, że zwykle najwcześniej padają ci najmocniejsi. To kwestia, tego że zużywają najszybciej zasoby energetyczne, są wysportowani i szczuplejsi, czują się mocni, więc mniej uwagi zwracają na pierwsze oznaki wychłodzenia/wyczerpania. Z racji wieku, płci, postury ciała w przypadku Kaszniców najbardziej narażeni byli kolejno dziecko, taternik, ojciec, kobieta.
      Bardzo ciekawy artykuł, znacząco wyjaśniający przyczynę powstania zamętu wokół tej sprawy. Postawa Sz-i paskudna.

      Polubienie

      • Karolina Dudzik 22 sierpnia 2018 / 11:38

        Dziękuję bardzo za komentarz. W tej sprawie tyle już zostało napisane, a wciąż jeszcze wzbudza kontrowersje i tak już chyba zostanie do końca.
        Pani Kasznicowej strasznie żal.

        Polubienie

      • Jacek P. Pustuł 16 kwietnia 2019 / 10:50

        Oczywiście, że taka była przyczyna i znana jest już od co najmniej kilku jeśli nie kilkunastu lat. Jest oczywiście niemal niemożliwe by 3 osoby na 4 miały akurat taką wadę serca. Szkoda, że tej czekolady nie zjedli na przełęczy. A teoria z próżnią kupy się też nie trzyma bo trzeba by założyć że kobieta miała znacząco lepszą aklimatyzację lub dużo większą pojemność płuc.

        Polubienie

      • Kiejzar 2 sierpnia 2020 / 22:31

        Bardzo trafny komentarz. Jest dość prawdopodobne, że Kasznicowa mogła mieć na sobie płócienny gorset – a zatem właśnie dodatkowy i w miarę wiatroszczelny element ubioru, zabezpieczający korpus przed szybkim wychłodzeniem. Miała też zapewne na sobie – jak wskazują zdjęcia turystek „z epoki” długą wełnianą spódnicę – więc kolejny cieplejszy element ubioru niż pozostali oraz jakieś nakrycie głowy.
        Do tego dochodzi wspomniana przez Magdę statystycznie większa odporność kobiet na hipotermie – spowodowana zarówno odmiennym rozłożeniem tkanki tłuszczowej, jak i tym, że kobiety mają jej procentowo na ogół więcej niż mężczyźni (Panie wybaczą).
        Taternik był najsilniejszy, ale na pewno wziął na siebie rolę prowadzącego i pomagał w podejściu pozostałym – a zatem najszybciej też tracił siły. Ponadto o ile pamiętam on i pozostała trójka taterników właśnie wracali ze wspinaczki – więc mógł być już wyczerpany, organizm nie zdążył się w pełni zregenerować.

        Polubienie

  4. awisz 24 Maj 2016 / 01:22

    Tragedią pod Lodową przełęczą zainteresowałem się kiedyś bliżej, ze względów zawodowych, gdyż jestem… fizykiem atmosfery. Tak, właśnie z tego powodu bardzo interesowały mnie możliwości wytwarzania się tzw. lokalnych próżni, które mogły być pośrednią przyczyną śmierci tych 3 osób (nakładającą się na ich fizyczne wyczerpanie). Gdyby tak bowiem było, to znaczyłoby, iż próżnie takie (w rzeczywistości jest to umowna nazwa obszarów o zaniżonej zawartości tlenu) mogą mieć nadzwyczaj małe rozmiary (Kasznicowa, przemieszczająca się pomiędzy tymi trzema osobami, jednak wypadek przeżyła), a to raczej przeczy dotychczasowym teoriom z zakresu fizyki atmosfery. Dotarłem dlatego kiedyś do pierwotnych źródeł opisujących tę tragedię i stwierdziłem, że w późniejszych relacjach, m.in. Żuławskiego, pojawiają się pewne nieścisłości, które w jakimś stopniu uzasadniają jednak podejrzenia, jakie nie tylko wspomniany tu dziennikarz Szczepański zamieścił w IKC, ale które wzbudziły też czujność policji. W późniejszych opisach podawano bowiem, że analiza chemiczna resztek koniaku, który Kasznicowa podała swoim towarzyszom, niczego nie wykazała. W rzeczywistości, mimo intensywnych poszukiwań, tej butelki z resztkami koniaku nigdy nie odnaleziono, a Kasznicowa nie umiała powiedzieć, co z nią zrobiła (to, że ona istniała, potwierdzili też trzej taternicy, którzy się z Kasznicami rozstali). Niezrozumiałe było też późniejsze zachowanie się Kasznicowej, która przy zwłokach zachowywała się przez blisko 2 doby bardzo racjonalnie – przeniosła zwłoki w jedno miejsce, z plecaka Wasserbergera wydobyła koc i maszynkę spirytusową, grzała się przy niej i przyrządzała posiłki, czyli wygląda na to, iż w ogóle nie była w szoku. Tymczasem potem, schodząc już w dół, rozmawiała z juhasami oraz mieszkańcami mijanej wsi, nic im nie mówiąc, że na szlaku pozostawiła zwłoki swoich najbliższych. Powiedziała to dopiero Zaruskiemu. Założenie, iż było to skutkiem szoku, nie trzyma się więc kupy. Najdziwniejsza jednak była sprawa tej butelki po koniaku. Nie chciałbym przy tym sugerować, iż uważam, że Kasznicowa otruła 3 osoby, w tym męża i syna – gdyby tak było, to jedyną przyczyną takiego postępowania musiałaby być poważna choroba umysłowa. Sądzę, iż przyczyną ich śmierci było wyczerpanie fizyczne. Opisuję jednak cały problem dlatego, żeby uzasadnić tezę, iż powodem wystąpienia podejrzeń względem Kasznicowej (była kilka razy przesłuchiwana przez policję) były nie tylko sugestie dziennikarza, który okazał się być ojcem dwóch taterników jacy Kaszniców wcześniej opuścili, ale przede wszystkim jej niezrozumiałe zachowanie.

    Polubione przez 1 osoba

    • Górskie Opowieści 24 Maj 2016 / 21:07

      Bardzo ciekawy komentarz dziękuję za niego.
      Zaciekawiła mnie ta informacja o butelce. Jakie jest jej źródło, jeśli można wiedzieć??

      Polubienie

      • awisz 24 Maj 2016 / 22:31

        Spróbuję odszukać materiały z których dowiedziałem się o dziwnej sprawie tej butelki (niestety było to już dość dawno temu, ale ten szczegół wrył mnie się w pamięć) i wtedy zamieszczę tu konkretny odnośnik. Chyba to były odpisy akt policyjnych, ale nie jestem już tego pewien.

        Polubienie

    • Wit47 26 listopada 2016 / 17:27

      Tragedia pod Lodową Przełączą interesuje mnie od dawna i sporo na jej temat czytałem – jednak Autorka ujawniła, jak dla mnie, nowe informacje. W szczególności mam na myśli wyniki sekcji zwłok. Spotykałem się dotychczas z informacją, że sekcja „nic nie wykazała”. Dziękuję Autorce za wnikliwe i rzetelne opisanie tego zdarzenia.
      Co do butelki koniaku, wg zeznań Kasznicowej, po podaniu łyku alkoholu mężowi i Wasserbergerowi (synowi nie podała) – rzuciła ją gdzieś między kamienie. Jakoby jej nie znaleziono. Pytanie, czy jej szukano i kto to robił? Policja? TOPR? Poszukiwanie butelki wiązało się ze sporą wyprawą i czy istniała taka potrzeba, w związku z wynikami sekcji zwłok…
      Do komentarza „awisza”: Wg mnie postępowanie p. Kasznicowej po śmierci współtowarzyszy, w tym najbliższych, było logiczne. Pozostała na miejscu tragedii, licząc, że ktoś będzie przechodził i da znać do TOPR. Tatry, ze względu na pogodę, były puste. Po dwóch nocach spędzonych na czuwaniu przy zmarłych, zdecydowała się ich opuścić i zejść w dół. Spotykając pasterzy nie poinformowała ich o tragedii – mogła obawiać się, że ci obrabują zwłoki. Poinformowała dopiero Zaruskiego, do którego miała pełne zaufanie. Czy tak zachowuje się morderczyni? Raczej natychmiast opuściłaby zamordowanych. To czuwanie Kasznicowej przy zwłokach, to dla mnie jedna z najbardziej wstrząsających sytuacji w górach – podziwiam Ją i głęboko współczuję.
      Kiedyś czytałem artykuł, w którym wysunięto sugestię, że przyczyna śmierci w Dol. Jaworowej było wychłodzenie. Myślę, że jest to prawdopodobne i nie stoi w sprzeczności z podanymi przez Autorkę wynikami sekcji. Stwierdzone wady serca czy angina przyspieszyły hipotermie. Dlaczego jednak Kasznicowa nie uległa wychłodzeniu? Szukałem w internecie jej zdjęcia – nie znalazłem, ale jestem przekonany, że była tzw. kobietą „puszystą”. To tłumaczyłoby fakt, że przeżyła…
      Tak na marginesie – śp. Kasznica i Syn pochowani sa na Nowym Cmentarzu przy ul. Nowotarskiej w Zakopanem. Grób jest przy głównej alejce, z charakterystycznym kamiennym krzyżem – w Dzień Zaduszny zawsze zapalam Im światełko…

      Polubione przez 2 ludzi

      • Górskie Opowieści 26 grudnia 2016 / 07:23

        Dziękuję za komentarz, widzę że ta sprawa jednak cały czas „żyje. Proszę zerknąć do Tygodnika Powrzechnego tam autor podaje jeszcze więcej ciekawostek

        Polubienie

      • Wit47 26 grudnia 2016 / 17:43

        Dziękuję za informacje o artykule w Tygodniku Powszechnym (https://www.tygodnikpowszechny.pl/smierc-na-lodowej-29882#comment-12710), dużo ciekawych informacji, również w komentarzach. I tak żona Kazimierza Kasznicy miała na imię Waleria a nie Zofia. Była córką Stanisława Dzierzbickiego, inżyniera, ekonomisty i autora „Pamiętnika z lat wojny 1915 – 1918. W pamiętniku, który czytałem i posiadam, znajduję się sporo wzmianek o rodzinie Kaszniców. W sieci znalazłem nekrolog o śmierci Walerii Kasznicowej zd. Dzierzbickiej w dniu 4 sierpnia 1932 r. (data śmierci zbieżna z datą tragedii w Jaworowej 3 sierpnia). Link do nekrologu http://www.sejm-wielki.pl/b/sw.113224
        Sądzę, że tajemnicę tragedii w Dol. Jaworowej można uznać za wyjaśnioną, przynajmniej w znacznym stopniu. Żal ofiar tej tragedii, a jeszcze bardziej Walerii Kasznicowej, która zaszczuta była podejrzeniami, wymyślonymi przez Ludwika Szczepańskiego.
        Dziękuję Autorce za bardzo wnikliwe zbadanie i opisanie tej tragedii, wokół której narosło tyle mniej lub bardziej nieprawdopodobnych teorii. Pozdrawiam serdecznie – Witold Osiński, Zakopane

        Polubione przez 2 ludzi

    • Baron zum Beispiel 26 grudnia 2018 / 23:03

      hmmm jako… fizyk atmosfery pewnie orientuje się pan co oznacza termin „odczucie zimna” wynikające nie tylko z samej temperatury, ale również prędkości wiatru oraz wilgotności. Proponuję sprawdzić jaka jest ta odczuwalna temperatura przy 0-2 stopni Celsjusza i prędkości wiatru około 120 km/h. Podpowiem to jest równowartość co najmniej -16C!. Do tego cały czas padał deszcz i grad – czyli ubrania musiały być przemoczone. Jaka jest wartość izolacji z mokrej tkaniny? Praktycznie żadna. wręcz jako fzyk pewnie się pan orientuje, że woda parując wychładza podłoże. To był sierpień więc ubrania nie były na pewno typu ciężko zimowego. W takich warunkach – i na wysokości ponad 2000 mnpm przebywali ponad 6 godzin!!! Nie radzę sprawdzać empirycznie czy wytrzymałby pan w takich ekstremalnych warunkach. Tyle fizyka, a teraz psychologia: o koniaku podanym zmarłym powiedziała… pani Kasznicowa – gdyby była morderczynią ZATAIŁABY TEN FAKT, czyż nie? „bohaterowcy taternicy” bracia Sz. i Z. nie mogli wiedzieć o butelce zatrutego koniaku bo morderca by sią nie chwalił w schronisku. Sekcja nie wykazała otrucia tylko problemy sercowo-naczyniowe. Czy butelka zaginęła? A ktoś ją szukał? Po co? Ratownicy poszli po ciała, a nie szukać dowodów zbrodni – „rewelacje” sugerujące otrucie wydrukowano po powrocie ekipy ze zwłokami. Pozostanie przy zwłokach można tłumaczyć na kilka sposobów: 1. właśnie szokiem po traumatycznych przeżyciach 2. oczekiwaniem na pomoc, która powinna nadejść gdyby „bohaterscy taternicy” Sz. i Z. zachowali się przyzwoicie czyli poinformowaniu o pozostawieniu na szlaku kolegi, który nie wrócił ze szlaku. Ponieważ oczekiwana pomoc nie nadeszła, a szok zaczął ustępować pani Kaniowska sama wyruszyła w dół. Nie wiemy wszystkiego o tej tragedii, ale najbardziej prawdopodobna hipoteza to ciąg przyczynowy wielu czynników: pogoda, nie najlepszy stan zdrowia, brak doświadczenia, konieczność powrotu bo urlop się kończył no i… spotkanie trzech egoistów, którzy nie zachowali się tak jak podpowiada przyzwoitość.

      Polubienie

  5. Anna 22 sierpnia 2016 / 10:13

    Dlaczego z uporem maniaka (i lekceważeniem wszelkich zasad gramatyki) w tekście autor pisze „Jego”, „Niego”, „Niej” z dużych liter? otaczał te osoby jakąś szczególną czcią, czy co?

    Polubienie

  6. Konrad Ciborowski 14 czerwca 2017 / 14:12

    Witam,

    Bardzo ciekawy wpis. Kilka pytan:

    „Zofia i Kazimierz nie mają problemów na trasie, natomiast prokurator idzie coraz wolniej.”. Kazimierz byl prokuratorem, wiec to „natomiast” nie bardzo ma sens. Czy chodzi o Waclawa, syna?

    „W pełnym składzie – 6 osób, ekipa dociera tylko do Lodowego Stawku”. Osob bylo 7 – czy to znaczy, ze ktos zostal czy tez powinno byc 7?

    Polubienie

  7. Konrad Ciborowski 14 czerwca 2017 / 15:33

    Jeszcze jedno – sprawdzilem wlasnie „Wolanie w gorach” i tam prokurator ma 46 lat. Pozdrawiam.

    Polubione przez 1 osoba

  8. Grzegorz 23 kwietnia 2019 / 04:44

    W książce „W stronę Pysznej „jest wspomniane ,że Kasznicową uratowała przed śmiercią jej płeć. W świetle dzisiejszych ustaleń twierdzenie to wypowiedziane ok.40 lat temu okazało się trafne. Cieszę sie,ze sprawą jest wyjasniona,choć śmierć trzech osób w jednym czasie i w różnym wieku może wydawać się, delikatnie mówiąc, nieprawdopodobna.Mogę, po wielu latach nareszcie spokojnie iść spać bo często sprawa ta spędzała mi sen z powiek.Pomyślcie o tym ,ze z górami nie ma zartow,i…ubierajcie się ciepło na bezdroża tatrzanskie.Do zobaczenia na szlaku.

    Polubienie

  9. Marek 7 listopada 2020 / 22:30

    No ja mam zupełnie inna teorię. W 1928 roku w tym samym miejscu zginęli Lola Hirsch – odnaleziona dopiero w 1957 na Małym Lodowym oraz Romuald Dowgitowicz (lub Dowgiatowicz). Moim zdaniem odpowiedzi należy szukać w Żabim Stawie.
    Czy AWISZA można prosić o kaontakt na priv?

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz